Dziś na śniadanie - tatowe kanapki. W ilościach hurtowych, dla mnie, siostry i Mamy. Jedzone na leniwe niedzielne śniadanie (takie koło 12.30) albo szybkie "przegryź coś" przed wyjazdami. Tym razem w wersji leniwej :)
Kanapka jaka jest każdy widzi - chleb (nareszcie!!!), masło, szynka, pomidor (polskie są takie dobre, pomidorowe), jajko (kurzęce a nie kurze*). Dodatkowo - majonez. I kilka jajko w całości, żebym ja mogła wyjeść żółtko, a moja siostra białko (jedzenie jajka, to jedyna rzecz, w której potrafimy jakoś się pogodzić, hihi). Kilka kawałków kiełbaski. Czego chcieć więcej? Niby takie zwykłe, nudne śniadanie. Trzeba zatęsknić, żeby się nim zachwycić. Albo dostać takie do łóżka (to wcale nie jest sugestia).
* dziś się dowiedziałam, że jajka dzielimy na kurze i kurzęce. Kurze to te ze sklepu, a kurzęce to prawdziwe prosto od kury ;-)
kurze i kurzęce... to jeszcze rozumiem.
OdpowiedzUsuńMasz jednak pomysł, dlaczego na pudełku jajek z tesco jest napisane "wsie jaja", a nie "wiejskie"? :D