Słyszałam, że muffiny od cupcakes różnią się tym, że cupcakes są z kremem na wierzchu. Więc oficjalnie to moje pierwsze. Bo muffiny - klasyczne. Czekoladowo - kakaowe.
Ciacho:
- 1,5 szklanki mąki
- 0,5 szklanki cukru pudru
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 0,5 łyżeczki sody
- 3 łyżeczki kakao
- czekolada z orzechami
- 1 szklanka mleka
- 1/3 szklanki oleju
- 1 jajko
- 50 ml coli (to dodałam zupełnie przypadkowo - po raz pierwszy, a tylko dlatego, że dostałam minipuszkę coli zero w ramach akcji dożywiania studentów przed akademikiem ;) )
Piec ok. 20 minut w 180 stopniach.
A masa ajerkoniakowa niestety gotowiec. Ale jestem z siebie dumna - na całych 3 piętrach nikt nie miał miksera, więc masło i masę zrobiłam... ręcznie! Ubijaczką do jajek! A co! Kiedyś kobiety jakoś sobie dawały radę bez miksera, to ja nie dam? Dam. I dałam :) I się cieszę.
A na wierzchu - przesłynne, pokruszone Oreo.
Wszyscy jedli, wszyscy żyją :) Wszyscy zachwyceni. A kto nie zdążył, to jeszcze 3 się ostały...
sweet komcia na sweet blogasku :D
OdpowiedzUsuńKiedyś kobiety robiły lody bez użycia zamrażarek :D. Nawet mam taki przepis w mojej ukochanej książce Ćwierczakiewiczowej :D
OdpowiedzUsuńJa to już sama nie wiem jak to jest z tymi muffinami i cupcakes. Kiedyś czytałam, że te drugie robi się tak, że najpierw uciera się masło z cukrem i do takiej puszystej masy dodaje się pozostałe składniki. Ale spacerując po różnych blogach, widzę, że ludzie nawet muffinki tak nazywają. Zresztą, jakie to ma znaczenie, ważne, żeby było pysznie :D:D
PS. Ale się rozpisałam i zapomniałam powiedzieć, że na pewno pyszne były te "bliźniacze" babeczki :D ;-)