poniedziałek, 14 listopada 2011
Le petit déjeuner 11 - kawa malinowa i rogalik
Znowu nikogo nie zaskoczę. Śniadanie byle jakie - kupczy rogalik. Ale kawa... Lubię takie dni :) Wyszłam do sklepu po coś na śniadanie, kawa klikała w ekspresie, Adele śpiewała. Wróciłam do domu. Adele dalej śpiewa, na wejściu bosko pachnie kawą i jest ciepło. Zatęskniłam za wakacjami. Kiedy ciepło było cały czas, kiedy kawę raczej mroziłam niż chciałam gorącej, kiedy croissant nie tylko wyglądał jak croissant, ale i smakował. Niestety dzisiejszy może się schować... Suchy, bez smaku. Może i dobry, ale skoro spróbowałam najlepszych to ciężko zadowolić się nijakim.
Dlatego zaszalałam z kawą. Z letnim mlekiem zmiksowałam garść lekko rozmrożonych malin. Nie posłodziłam, lubię kwaśne. Choć to potrzebowało cukru. Trudno. Wlałam do wysokiej szklanki. Dolałam delikatnie kawy. Spróbowałam. Dolałam mleka. Tak lubię :)
Poproszę o wakacje z powrotem. Dlaczego po wczesnej jesieni nie może być późna wiosna? Jak zostanę prezydentem to to zmienię :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
u mnie w głośnikach też ostatnio Adele.
OdpowiedzUsuńLubię połączenie dobrej muzyki z dobrą kawą.
A Twoja propozycja malinowej kawy brzmi pysznie :)
Dzisiaj też słuchałam Adele przy śniadaniu...
OdpowiedzUsuńA Twoje malinowe pyszności chcę natychmiast!
Kawa z malinami? Brzmi oblednie! (Ale dla mnie wszystko z malinami brzmi oblednie...)
OdpowiedzUsuńA za latem tez tesknie. Wakacji wprawdzie juz nie miewam, bom za stara na to, ale slonca mi brak.
Żałuję, że nie mam ekspresu. Kawa wygląda cudownie :D
OdpowiedzUsuń