Na festiwal pierwszy raz poszliśmy w tamtym roku. Było naprawdę fajnie - dostaliśmy kartę, kelner poinformował nas, że porcje będą mniejsze i wybieraliśmy co chcieliśmy. W tym roku forma się zmieniła - nie mogliśmy wybrać dania, na salę od czasu do czasu wpadał człowiek z wielką patelnią i nakładał chętnym porcję konkretnego makaronu. Mi się podobało, zdecydowanie jest to ciekawszy sposób, jednak ma pewne minusy. Jednym z nich jest to, że makaron ze szpinakiem i łososiem był na sali 3-4 razy, a niektórych nie widziałam wcale.
W sumie w restauracji spędziliśmy dużo ponad 3 godziny. Spróbowałam kilku rodzajów makaronów (generalnie wszystkich, jakie w tym czasie się pojawiły). Czy da się zjeść aż tyle? Da. Porcje są bardzo malutkie, dosłownie próbujemy. Przy pierwszym daniu był to olbrzymi plus - tagiatelle z papryczkami chili wypalały wszystko. Na szczęście lasagne ze szpinakiem załagodziła pożar :) Oczywiście można prosić o dokładkę/większą porcję/olbrzymią porcję. Gdy poprosiliśmy kelnera, żeby do nas przyszedł, gdy tylko pojawi się lasagne z mięskiem, przyszedł i zaproponował, że zostawi nam całą wielgaśną patelnię. Aż tyle nie byśmy nie dali rady, ale dostaliśmy po 3 zwyczajowe porcje. Co ważne - w Pizza Hut lasagne jest formie roladek. Może w smaku nie jest to mistrzostwo świata (wiadomo, ja bym dodała dużo więcej mięska) to sama forma jest super. Muszę kiedyś się zmotywować i spróbować poskręcać takie ślimaki ;)
Jeśli chodzi o atmosferę, to podobało mi się bardzo. Pizza Hut Zodiak - czyli przy Rotundzie w Warszawie, zmieniła wystrój. Jest rewelacyjnie. Restauracja jest dużo jaśniejsza, jest optycznie więcej miejsca i przestrzeni. Z przytulnej, zatłoczonej i ciemnej knajpki stała się przestrzennym (wciąż zatłoczonym, ale to plus), jasnym miejscem.
Kelnerzy... Pan, który wprowadza ludzi jest bardzo sympatyczny - żartuje, stara się, zagaduje (a to sztuka, gdy restauracja pęka w szwach, a przy wejściu kolejka). Niestety, chyba trafiliśmy na zmianę dyżurów, bo o ile pani, która zaczęła przyjmować nasze zamówienie pojawiała się dość często (dolewka napoju, pytanie, czy wszystko ok), tak później kelnerzy o nas zapomnieli :( W końcu musieliśmy złapać kogoś i zapytać, czy jeszcze o nas pamiętają. Również przynoszący makarony omijali nasz stolik, co po 40 minutach było dość irytujące. Zwłaszcza widząc, że panowie przy stoliku obok dostają 4 porcję, a u nas pustki... Pierwsze 20 minut tłumaczyliśmy sobie, że oni dopiero przyszli, ktoś zaraz do nas przyjdzie, ale gdy kelner przychodził do nich a od nas uciekał nie było miło. Jednym, który o nas pamiętał, był pan wprowadzający gości, który pytając nas jak nam się podoba, usłyszał, ze zapomnieli wszyscy o nas, krzyknął tak głośno "KELNER!!!!!!!!!!!", że chyba pół sali go słyszało :) I fakt, że niektóre dania trafiały do nas chłodne, też jest sporym minusem.
Ogólnie - szału nie było, ale warto. Chociażby dlatego, że za 25 zł mamy okazję najeść się do syta (albo i bardziej) i spróbować nie jednego, a kilku/kilkunastu makaronów. Trzeba tylko zarezerwować sobie trochę czasu, bo zdecydowanie nie jest to wyjście na chwilę, w czasie lunchu. Jak pisałam, my byliśmy ponad 3 godziny, a wyszliśmy tylko dlatego, że ostatni pociąg Dominiki miał zaraz odjechać :)
I jeszcze jeden wielki plus - nikomu nie przeszkadzało, że robię zdjęcia :) Nawet jeden z panów kelnerów, widząc aparat, stwierdził, że chyba się do nas dosiądzie na sesję :) Dlatego możecie zobaczyć pełną relację fotograficzną,
A co jest na zdjęciach?
1. Lasagne klasyczne - z mięsem i sosem pomidorowych (pycha!)
2.1 Spaghetti pesto - fajne, pierwszy raz jadłam pesto ;)
2.2 Kokardki w sosie pomidorowym
2.3 Penne carbonara - mają naprawdę dobrą carbonarę - zdecydowanie nie smakuje jak jajecznica :)
3.1 Spaghetti ze szpinakiem i łososiem - generalnie nie przepadam za rybą, ale było dobre.
3.2 Farfalle concreto (albo podobnie brzmiąca nazwa) - zapiekane kokardki z papryką i pewnie czymś jeszcze, czego w mojej porcji nie było - kocham wszystkie zapiekane makarony ;)
3.3 Spaghetti bolognese - bez szału. Mało mięsa, dużo przecieru pomidorowego.
4. Lasagne ze szpinakiem - pa ram pa pa pam... I'm lovin' it :)
5.1 Okrutne tagiatelle peperoncino? - baaaaaardzo ostre
5.2 Znów kokardki, ale nie pamiętam jakie - co widać na zdjęciu? Wielkość porcji a wielkość talerza :)
Jeszcze pamiętam penne z pieczarkami - dobre, ale było go tak malutko (5 klusków), że nie było czemu robić zdjęcia :)
Ja byłam w tym roku i w restauracji spędziłam 1,5 godziny, próbując wszystkich makaronów. Moim faworytem są zdecydowanie zapiekane i cudowna carbonara :)
OdpowiedzUsuńwybieram się w tym tygodniu :)
OdpowiedzUsuń